,
Żydzi, maca i tabliczkiNiszczarka do gĹowy
,,Nareszcie. Sandomierski obraz pomawiający Żydów o mord rytualny – podpisany.
Tegoroczny dzień judaizmu, którego centralne obchody odbywają się w Sandomierzu, okazał się dniem dobrej nowiny. Po prawie dwudziestu latach obok obrazu przedstawiającego rzekomy mord rytualny zawisła tabliczka, informująca że przedstawione na nim wydarzenia są sprzeczne z prawdą historyczną oraz że Żydzi w wyniku fałszywych oskarżeń byli mordowani i prześladowani” http://tygodnik.onet.pl/wwwylacznie/nareszcie-sandomierski-obraz-pomawiajacy-zydow-o-mord-rytualny-podpisany/5rq27 To nie prima aprilis, to jakaś paranoja. ,,Ostatnia Wieczerza” – malowidło ścienne Leonarda da Vinci, wykonane w refektarzu klasztoru przy Santa Maria delle Grazie w Mediolanie jeszcze bardziej zasługuje na tabliczkę informującą, że przedstawione na nim wydarzenie nie miało miejsca i że to nie Żydzi sprawili, że ta wieczerza uważana jest za ostatnią wieczerzą niejakiego Jezusa. Tak samo ,,Madonna Sykstyńska” Rafaela Santi powinna mieć tabliczkę z napisem, że taka osoba nie istniała i w dodatku szerzenie jej kultu jest Żydom niemiłe. ,,Narodziny Wenus” Botticelliego czy przedstawiające mityczne lub nowotestamentowe postacie obrazy Caravaggia i Rubensa też powinny posiadać stosowne tabliczki. ,,Płonąca Żyrafa” Dalego powinna mieć tabliczkę informujące, że obraz nie propaguje palenia żywcem, a jest tylko, jak wielu uważa, obrazem męskich obaw przed kastracją, impotencją, onanizmem czy nawet koprofilią, a Żydzi są jak najbardziej przeciw wszelkim zboczeniom. Dzieła kubistów i abstrakcjonistów, ponieważ bywają wielce niejednoznaczne, obowiązkowo powinny zostać zaopatrzone w tabliczki informujące, że co by te obrazy nie przedstawiały, to Żydzi byli i są prześladowani i że nie porywają chrześcijańskich dzieci na macę ani nie oszukują na wadze. Itp. Itd. Ale nigdzie takich tabliczek nie ma. No, oprócz Polski – ta każde nieszczęście przyjmie z pokorą, bo przecież jest Chrystusem Narodów. Tabliczka podpisująca ten tekst: >>To określenie pochodzi z ,,widzenia” księdza Piotra - „Dziady” cz. III scena 5 i nie ma nic wspólnego z Żydami. Nie ma w swoim zamierzeniu obrażania Narodu Wybranego ani posądzanie Go o jakąkolwiek niegodziwość. Po prostu w ,,widzeniu” księdza Piotra żołnierze Rakus i Borus poją związany Naród Polski octem i żółcią, po czym Moskal przebija Mu bok włócznią i Naród Polski kona na krzyżu. A Żydzi nie porywają dzieci na mace, nie oszukują na wadze i myją się jak im bóg przykazał.<< No to czekamy na pierwszego, co tę tabliczkę zaatakuje farbą. Ochlapując przy tym obraz. ![]() Po paru dniach przestałem się śmiać z tej tabliczki, bo już nie mogłem i wtedy wpadłem na pomysł powołania do życia interdyscyplinarnej katedry ,,Metodologii procesów tabliczkowania” Złożoność problemów przed jakimi stanęliby naukowcy z tej katedry wymagałaby ścisłej współpracy historyków, historyków sztuki, kina, literatury, psychologów, etnologów i etnografów, lekarzy, psychologów i wielu innych przedstawicieli świata nauki. Pomysł na dzisiejsze czasy w sam raz. Dzięki niemu znaleźliby zatrudnienie absolwenci wielu szacownych i egzotycznych uczelni. Zamiast stemplować znaczki na poczcie czy tańczyć na rurze w klubie go-go, znaleźliby wreszcie zatrudnienie w swoich zawodach. Bezrobocie by spadło, ludzie uwierzyliby w sens badań naukowych i w to, że Żydzi nie przerabiają dzieci na macę. Podsuwam ten pomysł pod nos Pani Ogórek. Sukces wyborczy murowany. Na szefa szefów tej katedry powołałbym Panią profesor Joannę Tokarską-Bakir. Bo to głównie dzięki Jej tytanicznej pracy stosowna tabliczka zawisła w Sandomierzu przy obrazie Karola de Prevost. W liczącym prawie 900 stron dziele, Pani profesor zawarła prawdy i nieprawdy o antysemityzmie drzemiącym w świadomości i podświadomości polskiego ludu z okolic Sandomierza. Wydałem 89 złotych i nabyłem ,,Legendy o krwi. Antropologia przesądu. (z cyklu: Obraz osobliwy)” Wydawnictwo W.A.B. 2008r. Czytanie tego to prawdziwa męczarnia i nikt mnie nie przekona, że są tacy, co dzieło to przestudiowali od deski do deski wraz z przypisami, które zajmują ponad 400 stron. No a już na pewno nie znajdzie się taki, co by zapoznał się z odsyłaczami, bo to lektura na jakieś 300 lat czytania non stop. Z tym trzeba zaczekać aż średnia wieku ziemian sięgnie 500 lat. Ale na pewno w świadomości każdego, co choćby widział tę książkę, utkwi obraz Żydów mordujących dziecko przedstawiony na okładce. Trochę mnie śmieszą wydumane dyskusje na temat tej ksiązki, prowadzone przez babci mądrych wnusiów z różnych for żydowskich. Jaki jest dziś sens wydawania książek, których nikt nie przeczyta, to nie wiem. Sfinansował tę książkę polski podatnik. Korzyści z tej z tej inwestycji ma niewielkie. Co innego za komuny, kiedy władza za darmochę niosła kaganek oświaty pod strzechy. W 1948 r. wydano dzieło profesora Stanisława Szantera ,,Socjologia kobiety” (przedmowa Jan St. Bystroń, Warszawa: Wydawnictwo B. Kądziela, 1948). To praca naukowa, jak ,,Legendy o krwi”, równie opasła i z przypisami, tylko wydana byle jak, z miękkimi okładkami. Nikt jej nie reklamował, nikt jej polecał, a przeczytali ją wszyscy w mojej szkole i to z wypiekami na twarzy. W innych szkołach też była na topie. No ale wtedy nie było internetu i konsol do gry. Do dziś pamiętam fragment cytowanej w tej książce malajskiej opowieści o tym jak jeden z wojowników miał członka bardzo długiego, tak długiego, że podchodził na skraj pola ryżowego, wypuszczał tego członka i sięgał nim do vagin kobiet sadzących ryż. Można sobie wyobrazić w jakich kompleksach żyliśmy wtedy z kumplami. Z ,,Legend o krwi” nic nie pamiętam, choć uczciwie całe przeczytałem. Wiele lat później się dowiedziałem, że ten pozostający pod wpływem socjologów amerykańskich i niemieckich, profesor Stanisław Szanter był trochę niespełna rozumu, a wartość naukowa jego dzieł raczej żadna. Podejrzewam, że pani Tokarska-Bakir też ma trochę nierówno pod sufitem i za jakiś czas jej dzieło zostanie uznane za równie osobliwe jak ,,Socjologia kobiety” Ale tabliczkę wywalczyła. Tytułem dokończenia tematu. Dotarło do mnie, że ja tego obrazu nie widziałem na własne oczy, a drę mordę jak ci, co ani nie widzieli obrazu Prevota, ani książki Tokarskiej – Bakir. Postanowiłem więc nawiedzić słynny już obraz i przy okazji zapolować na chasydów. Zacząłem więc od Leżajska. W 15 tysięcznym miasteczku 6000 chasydów w 2015 roku robi wrażenie. Przed wojną wszystkich Żydów w Leżajsku było niespełna 2000. Podjechaliśmy pod kirkut. Droga dla gojów zasłonięta. ![]() A to wejście dla chasydow. ![]() Tablica przy wejściu ![]() Dla wtajemniczonych ![]() Coś jak kasa biletowa na dworcu autobusowym, z tym że kasjerzy się wciąż kiwają. ![]() No i zaczyna się polowanie. ![]() ![]() ![]() Polowanie zakończyło się dla mnie marnie. Żona zaczęła robić zdjęcia z samochodu, jechaliśmy powoli i naraz któryś z grupki chasydów machnął ręką, jakby chciał nas zatrzymać. No to się zatrzymaliśmy. Szalom, szalom, skąd przybywacie, a z Argentyny i z Izraela, a wy? My z Warszawy, przyjechaliśmy robić wam zdjęcia, szykujemy się na wieczór i noc. Niedobrze. Czemu niedobrze? Bo to nam przeszkadza, chcemy być sami i w spokoju, róbcie zdjęcia teraz, a nie w czasie naszych uroczystości. Teraz jest szabat, wszyscy są w pomieszczeniach, modlą się i czekają na wieczór, tylko nieliczni z różnych powodów wychodzą na ulicę. No i diabeł mnie podkusił. Zwróciłem się do takiego, co miał czapkę z futra w kształcie tortu: jak się ze mną teraz, w tym miejscu napijesz wódki, to daję słowo, że porobimy jeszcze parę zdjęć i pojedziemy sobie dalej, nie będziemy wam przeszkadzać. Myślał, myślał i tak się odezwał: - Ja nie mogę pić, ale może ktoś z moich się z tobą napije, a jakie mamy gwarancję, że rzeczywiście tak się stanie jak mówisz? Dam ci słowo szlacheckie, odpowiedzialem. Coś ze sobą pogadali i jeden wlazł do bramy skąd wrócił z dwoma kubankami. Nalałem nie za dużo. Wypiliśmy. No to my odjeżdżamy powiedziałem. Pożyczyliśmy sobie szczęścia i odjechaliśmy. Było dopiero po piątej, po południu, sobota, kobyłka u płotu i trzeba było spadać z Leżajska. Jeszcze po drodze w Leżajsku zatrzymaliśmy się przy jakimś gigantycznym zespole klasztorno-kościelnym. Nie było tam żywego ducha, bramy pootwierane, więc wleźliśmy. Niesamowite wrażenie robił dziedziniec odpustowy – pod zadaszeniem, wzdłuż muru ustawione były konfesjonały, nie liczyłem, ale było ich mnóstwo. Zasiadłem w jednym i postanowiłem wyspowiadać żonę, ale nie chciała podejść bliżej niż na 10 metrów. Zadzwoniłem do niej i chciałem wyspowiadać przez komórkę, ale też się nie zgodziła. Do Sandomierza planowaliśmy przybyć w niedzielę, trochę czasu zostało, więc wylądowaliśmy w Nałęczowie, w Spa Nałęczów, w apartamencie nr 27, dla VIPów, bo tylko on był wolny. Piszą, że Spa w Polsce przeżywają kryzys, a tu ścisk niemożebny. Nawet ładna restauracja, tylko ten wszechobecny szpitalny zapach kuracjuszy nie pozwalał nic przełknąć. W pokoju przy włączanej klimatyzacji czuło się zapach jakiś soli, medykamentów, wody z basenu, trzeba było kieliszek z winem trzymać przy samym nosie. W Sandomierzu na parkingu minęliśmy się prezydentem Komorowskim i jego bronkobusem. Okazało się, że nie przyjechał kontemplować obrazu Prevota tylko zbierać głosy przed wyborami. Minęliśmy ulicą Żydowską i zobaczyliśmy w oddali katedrę. ![]() Akurat trwało jakieś nabożeństwo, co miało tę dobrą stronę, że zajęci modlitwą nie protestowali gdy robiłem zdjęcia wbrew obowiązującemu zakazowi. Ale miało i złą, bo musiałem się przepychać w tłumie, nie mogąc znaleźć obrazu. I pewnie bym go długo szukał, bo obrazów tam masa i właściwie nic na nich nie widać, gdyby nie ta połyskująca tabliczka. Ona jest drogowskazem. ![]() Dobrze się trzeba przyjrzeć temu obrazowi, żeby go jako tako ogarnąć. Na dobrą sprawę gdyby ten obraz zamieniono z wiszącym obok obrazem przedstawiającym wysadzenie przez Szwedów zamku sandomierskiego, to nikt by się nie zorientował. Jaka to mowa nienawiści? Potrzeba dużo złej woli i zwykłego zakapiorstwa z obu stron, żeby to mgliste, historyczne widzimisie jakiejś polskiej XVIII wiecznej arystokratki i księdza uczynić w XXI wieku przedmiotem sporu polsko-żydowskiego. Ten spór to dopiero mowa nienawiści, choć ubrana w szaty z pięknych i nieobraźliwych słów. A ta tabliczka powinna zniknąć jak najprędzej, bo w najlepszym przypadku wywołuje śmiech. Zasłonięcie drogi dla gojów to jakiś rytualny nakaz? Do Arizony, aby wziąć udział w tamtejszej wystawie koni, przyjechał polski ogier Pogrom. Koń zaprezentował się znakomicie, ale jego imię wywołało protesty ze strony przedstawicieli tamtejszej społeczności żydowskiej. – Dla mnie słowo „pogrom" oznacza sytuację, w której polscy wieśniacy formują grupę i idą do wioski, aby wytropić i zamordować wszystkich Żydów – powiedziała Nettie Sacks, której rodzice pochodzili z Polski. ![]() Tabliczka dla konia: ,, Nigdy nie miałem do czynienia z pogromami Żydów. Moi rodzice również. Mój prapradziadek aż do śmierci wiernie służył Tewje Mleczarzowi” http://www.zbanowanifzp.fora.pl/spostrzezenia-przy-kawie,29/nudza-sie-te-zydy-czy-co,968.html |
Podstrony
|